Na stronie http://www.culture.pl znaleźć można pierwszy odcinek Kwestionariusza Fahrenheita – „mini-portretów polskich artystów”. Jego bohaterem jest Krzysztof Varga, który w krótkim filmiku mówi dwie ważne rzeczy: po pierwsze, że nie lubi swoich bohaterów, po drugie, że myśląc o przyszłości, czuje wyłącznie trwogę. Czytając Aleję Niepodległości, najnowszą powieść Vargi, widać czarno na białym, że kokieterii w tym nie ma.

 

Głównym spoiwem powieści jest przyjaźń dwóch mężczyzn, Krystiana Apostaty i Jakuba Fidelisa, gdzie pierwszy symbolizuje to, co zaprzepaszczone i przegrane, drugi – sukces, pieniądze i szczęście. Obaj urodzili się w 1968 roku, młodość spędzili w PRL-u, dorosłe życie w III RP. Apostata jest typowym nieudacznikiem: skończył historię, próbował, bez powodzenia, zostać artystą konceptualnym; utrzymuje się z projektowania okładek różnych mało ważnych magazynów, a jego głównym zajęciem jest przeglądanie YouTube i stron z pornografią, gdyż oprócz słabości do wina i wszelkiej maści trunków jest też nałogowym onanistą. Fidelis, rzecz jasna, musi być całkowitym przeciwieństwem Apostaty – wykorzystał zatem zmianę ustroju i szybko odniósł sukces, teraz umiejętnie korzysta z bycia celebrytą: sprzedaje się mediom, ale tak, by nie nasyciły się nim zbyt szybko, rozkochuje w sobie kobiety i zdobywa szacunek wśród czytelników tabloidów, czyli „Erosa i Thanatosa w wersji pauperum”. Jak podsumowuje narrator – pierwszy jest dla drugiego tym, „czym nieszczęsny portret dla Doriana Graya”. Varga w taki sposób operuje narracją, byśmy – mimo wszystko – utożsamiali się z Apostatą.

 

Można by scalić te dwie postaci i powstałą w ten sposób hybrydę potraktować jako przedstawiciela pokolenia „Wsadzonych na Siodło”, któremu Varga poświęca sporo miejsca:

„Jakoś tak się złożyło, że po 1989 roku każdy z ich telerankowych rówieśników mógł z dnia na dzień osiągnąć niewyobrażalny wcześniej sukces, znaleźć świetną pracę, nawet mimo marnych kwalifikacji, i ze zdziwieniem skonstatować, że właśnie został głównym specjalistą, doradcą finansowym albo zastępcą dyrektora”.

Jednym się udało, innym nie – so it goes. Varga nie zatrzymuje się jednak na tak błahej konstatacji, szuka czegoś, co połączyłoby te skrajnie różne życiorysy, próbuje stworzyć mit, uprawomocnić istnienie wspomnianej generacji. Jest to jednak próba zakończona niepowodzeniem, żadnej całości nie udaje się zbudować, wręcz przeciwnie – wyraźnie widać, że wraz z upadkiem komunizmu dochodzi do rozbicia tego pokolenia.

 

Oczywiście umieszczając dorastających Apostatę i Fidelisa w PRL-owskiej Warszawie stwarza sobie Varga doskonałą okazję, by przybliżyć tamten czas, i skrupulatnie tę okoliczność wykorzystuje: mamy świetny, „prywatny” opis mroźnej niedzieli, kiedy zabrakło teleranka, bo wybuchł stan wojenny; mamy bójki w podstawówce, pierwsze inicjacje w męskim liceum im. św. Augustyna, dyskoteki organizowane przez siostry zakonne, potem ironicznie i z humorem opisaną śmietankę artystyczną warszafki, wyprawiającą imprezy dla wybranych.

 

Jednak zza tych wesołkowatych min wygląda nieustannie melancholia, Aleja Niepodległości jest książką smutną, i wcale nie dlatego, że na pierwszej stronie umiera jeden z bohaterów (co można też tłumaczyć wspomnianą na początku niechęcią Vargi do swoich postaci). Jest smutna, bo cała wypełniona tęsknotą za tym, co minęło; gdyby Przemysław Czapliński pisał Wzniosłe tęsknoty dzisiaj, Aleja Niepodległości z pewnością by się w tym opracowaniu znalazła. „Ogólnie dawniej było lepiej”, podsumowuje narrator, dla nas jest to czytelny sygnał, że Varga wraca do modnej w latach 90-tych estetyki nostalgii, gdy ideał umieszczało się w przeszłości. Stąd też bardzo krytyczne spojrzenie na współczesną Polskę – przesiąkniętą martyrologią („umęczona, ale niezniszczalna, zabita, ale zmartwychwstała”) i pamięcią historyczną („Polską rządzą same trumny”), której niekwestionowanym bohaterem jest tancerz z programu telewizyjnego.

 

Pod tym względem książka Vargi nie opowiada o niczym nowym, jest nawet nieco passé, przypomina trochę stasiukowego Białego kruka, tyle tylko, że pozbawionego akcji. Ja melancholijne powieści o szczęśliwym dzieciństwie lubię, więc najnowszą powieść Vargi czytałem z przyjemnością.