Jak obiecałem, cytuję fragment Dziennika pisanego później, w którym Stasiuk trafnie zauważa powtarzalność i nieustanne powielanie klisz w przedstawianiu rzeczywistości PRL. Słowo kluczowe: szarość. Wpisałem w google frazę „szarość PRL”, znalazło się 111 tys. wyników; „Solidarność PRL” daje 344 tys., „ZOMO PRL” 56 tys. Coś jest na rzeczy z tą szarością, czytam Spiski Kuczoka, stoi jak byk: „biel byłaby zbyt prowokacyjna w kraju wiecznie przyprószonym, szarzejącym i zgnębionym”. We „Wproście” znalazłem z kolei wyniki ankiety przeprowadzonej na grupie osób urodzonych po 1989 roku, co piątej z nich hasło PRL z niczym się nie kojarzy. To niech już będzie ta szarość. Stasiuk:

Czasem zabieram dzieciaki, gdy stoją przy szosie, machają i chcą jechać. Wrzucają plecaki do bagażnika, wsiadają, śmierdzą tak samo, jak ja musiałem śmierdzieć w siedemdziesiątym siódmym. Rozmawiamy, leci jakaś muzyka, a oni pytają, co to jest, i wtedy odpowiadam, że rok, powiedzmy, 1985, więc ich nie było na świecie. „Aha”, mówią. „To wtedy jak jeszcze był komunizm”, dorzucają co bystrzejsi. Tak, drogie dzieci, słucham Boba Dylana i pamiętam komunizm. „Wtedy było szaro, prawda?”, pytają. Zawsze, jak zejdzie na komunizm, zaczyna się z tą szarością. Nic, tylko „szaro”. Jakaś obsesja, którą wyssali z mlekiem? Ni chu-chu nie wiedzą, ale że „szaro”. Bo teraz wszystko jest pomalowane, mieni się każdego dnia inaczej (…) Bo komunizm był szary, bo kraj był szary, bo twarze były szare, bo życie było szare i gówno warte poprzez brak dwudziestu rodzajów chipsów i wakacji w Tunezji na każdą kieszeń. (…) „Taaa – mówię – było szaro. Macie cholerne szczęście, bo w tamtych czasach można się było zesrać od szarości”.