Przeczytałem wreszcie Toksymię Małgorzaty Rejmer, debiut książkowy, na który ostrzyłem sobie zęby od dłuższego czasu. Trochę jestem rozczarowany, choć wina leży raczej po mojej stronie, sam sobie ten niedosyt zgotowałem: jakiś czas temu połknąłem w księgarni kilka pierwszych stron Toksymii, które bardzo mi się spodobały, i spodziewałem się, że całość będzie utrzymana w podobnym stylu. A nie jest. Krótko mówiąc – oczekiwałem zjadliwej opowieści o Polsce, która „jest krajem tolerancyjnym, chociaż bez zbędnej przesady. (…) Polacy mają w sobie wiele ran, zarobaczonych i brudnych, które śmierdzą. Polską raną jest mężczyzna o kulach, w ortalionie. Należy go zdezynfekować, odrobaczyć i wyperfumować, żeby był Polakiem stylizowanym na manekiny z europejskich sklepów (…)”, dostałem zaś solidną, oszczędną prozę psychologiczną.   Na początek warto wziąć pod lupę chwytliwy…