Spieczone słońcem pustkowie na południu Teksasu. Wyludnione miasteczka połączone nitkami malowniczych autostrad. Zmęczeni, pozbawieni złudzeń ludzie. Za każdym razem, gdy czytam książki McCarthy’ego, zachwyca mnie wirtuozeria, z jaką opisuje ponurą melancholię rubieży nowego świata. Nie ma pisarza, który byłby w tym lepszy:

Stał i patrzył na pustynię. Jaki spokój. Wśród drutów cichy szum wiatru. Wysoka ambrozja przy drodze. Cynodon i nolina. (…) Surowe skaliste góry spowite cieniem (…). Ciemne jak sadza kurtyny deszczu zasnuły cały kwadrant. W ciszy żyje bóg, który wyszorował tę rozległą ziemię piaskiem i popiołem.

Akcja powieści To nie jest kraj dla starych ludzi rozgrywa się w 1980 roku na pograniczu Stanów Zjednoczonych i Meksyku. Llewelyn Moss podczas polowania natyka się na podziurawione kulami auta, wokół których leżą zwłoki członków kartelu narkotykowego. Przy jednym z trupów znajduje walizkę z przeszło dwoma milionami dolarów. Moss zabiera pieniądze; wkrótce jego tropem rusza bezwzględny zabójca, Anton Chigurh, który przypomina sędziego Holdena z Krwawego południka – podobnie jak on, jest emanacją bezinteresownego zła. Trzecim bohaterem powieści jest podstarzały szeryf Bell, który prowadzi śledztwo dotyczące strzelaniny.
 
To nie jest kraj dla starych ludzi to klasyczny page-turner. McCarthy świetnie prowadzi każdą z postaci i utrzymuje czytelnika w ciągłym napięciu; jak na thriller przystało, w powieści gęsto ścielą się trupy, co chwilę leje się krew. Losy Bella, Mossa i Chigurha wydają się jednak tylko pretekstem do rozważań o naturze zła, do snucia wspomnień o dawnych czasach, kiedy panował inny porządek. Bell – którego można traktować jako porte-parole McCarthy’ego – nie ma złudzeń: świat zmierza ku zagładzie, której nikt i nic nie jest w stanie powstrzymać. Tę pesymistyczną diagnozę McCarthy stawiał już w wydanym dwadzieścia lat wcześniej Krwawym południku (1985), ale to właśnie To nie jest kraj dla starych ludzi przyniósł pisarzowi międzynarodową sławę.
 
Na marginesie: pierwsze tłumaczenie tej powieści było jakąś koszmarną pomyłką. Nowy przekład przygotował Robert Sudół i – jak się można było spodziewać – jest to koronkowa robota. Chapeau bas!